Późna już jesień, kończy się wrzesień,
Potrzeba się rodzi dobrych uniesień.
Różowa kobyłka już stoi u płota,
Przy kalendarzu rusza robota.
Karty pamięci, co na nich się mieści,
Fotek tysięcy chyba czterdzieści.
Każdą podciągnać trzeba masywnie,
dropy rozciągnąć, że nikt ich nie dygnie.
Odwój, jeżeli , to tylko taki,
że bydłu z łbami wyrywa flaki.
Nie krowie jednej, stadu całemu,
Fotoszop cuda działa samemu.
Bicepsy i klaty, się w kadrach nie lenią,
Kolory się mienią wiosenną zielenią.
Kajak się świeci kolorem tęczy,
A Koń Różowy się nigdy nie męczy.
Gorce, to Alpy, a te - Himalaje,
Podhale zostaje osobnym krajem.
Dziewczęta - każda, jak żona piłkarza,
Czy to w realu w ogóle się zdarza ?
Czas na Emilie, ręka grafika,
Znad kalendarza nocami nie znika.
Oczy czerwone w ekran wpatrzone,
Kolejny ranek i dzieło skończone.
Drukarnia. Pachnąca farbą fabryka,
Robi robotę dla Hubercika.
By pod choinkę, kto sobie zamarzy,
Mógł Kalendarzem bliskich obdarzyć.
I Creme de la creme - to licytacja.
Emocje, przebitki i konfrontacja.
Chętnych dwie szóstki, wydruków trzydzieśći.
Nie każdy się w gronie zwycięzców zmieści.
I koniec. Wszystkie są już sprzedane.
Dla Lucky Loosers polosowane.
Wiszą na ścianach i cieszą oczy,
a nam chce serce z radości wyskoczyć.
Wielkie dziękuję dla wszystkich Was,
co poświecili czy kasę, czy czas.
Dla wszystkich, u których Kalendarz na ścianie,
bo pod nim jest przecież dobre przesłanie.
Pomagać warto, choćby raz w roku,
nie tylko po to by mieć święty spokój...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz