wtorek, 14 czerwca 2011

No i jest, tzn. była…





w piątek przez chwilkę woda która pozwoliła nam na statutowa poranną działalność. Litania FatH odmawiana codziennie rano i wieczorem  zdziałała cuda czyli  trochę deszczu w Tatrach. Bez szału ale dość.

Ojciec czeladnik, zwany dotąd ojcem in spe  (egzamin mistrzowski odbędzie się na przełomie lipca i sierpnia w jednym z okolicznych szpitali), Ojciec jednokrotny i Ojciec pozorant  (nic jeszcze w tej sprawie nie uczynił)  spotkali się jak zwykle tuz po wschodzie słońca którego godzinę ustalili w oparciu o jedyny słuszny kalendarz.

Bandit Run jak zwykle piękny, nieco chłodno. Jedyne fotki jakie mamy pochodzą z brzuchcama Ojca pozoranta, bo wysiedliśmy tylko raz żeby obnieść dorodną choinkę która pojawiła się w cudowny sposób w dolnej części w ciągu ostatniego tygodnia zgrabnie przegradzając całe koryto.  O 9.00 byliśmy już wszyscy w fabrykach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz