Kolejny sezon narciarski za nami. Scenariusz jak co rok:
wielkie nadzieje, późny start, offpisty w Alpach, Tatry na fokach, kilka
puchowych dni na Kaspro i Chopku, alpejska tura i nagle, jak filip z konopii,
majowy weekned. Skaranie boskie z tym weekendem majowym. Różnic tyle, że jakimś
zrządzeniem losu ani razu nie dotarliśmy w tym sezonie do Kripka i braliśmy
udział w narciarskiej edukacji przyszłych mistrzów świata (GM PZA) w skialpiniźmie :).
Dzięki uprzejmości Les Planayros https://www.facebook.com/planayros.planayros narciarska sotnia FATH odwiedziła
legendarne Les Arcs. Warun nie rozpieszczał (trochę straszno), ale dzieki
Lokalsom udało się zjechać kilka pięknych rzeczy, w tym sławnej urody
"Couloir S". Niestety, jak się okazało słusznie, nie mieliśmy odwagi
skosztować lokalnych perełek "Valdeza" i "Belcott'ów",
które wyjechały nam niemal pod nogi, robiąc krzywdę chłopakom, którzy sie tam
wybrali.
Narciarsko świetnie, towarzysko jeszcze lepiej, a do tego
kompletnie nowe przeżycie - żadnej nawigacji, żadnego zastanawiania. Jedziesz
gdzie Ci Lokales pokaże paluchem, a w mapę zaglądasz, tylko żeby się pochwalić
że wiedziałeś jaki arkusz kupić. LesArki oczywiście się wybroniły, bo jak mogą
się nie obronić zjazdy o deniwelacji 1600 metrów kończące się na tarasie
apartamentu, w którym mieszkasz w swietnym towarzystwie zażerajac się
tartifletem, kontrując winem i snujac narciarskie plany na jutro. Szał. Dzieki
Wam serdeczne Les Planayros.
Tatry, w tym roku
przyciągały nas, jak nigdy i nie wiedzieć czemu, Zachodnie.
Odświeżylismy sobie najdłuższe doliny po południowej stronie. Przypomnielismy
sobie, że deniwelacje w szeroko pojętej okolicy val de Chocho są całkiem
katolickie i nachodzić się tam naprawdę można fest. Przy okazji znaleźlismy
parę pieknych i nieopisanych (w znanych nam żródłach) narciarsko rzeczy na
przyszłość :). Oczywiście nie znaczy to, że w Tatrach Wysokich nie bywaliśmy,
ale jakoś rzadziej i raczej nie szukając guza. Wielkanoc, kto był na Kaspro,
wie jak wyglądała - praszan, światło, funkcjonariusze aparatu opresji w
kościele. Koincydencja tych czynników pozwoliła na naprawdę rajską zabawę,
przerwaną na chwilę, na szczęscie szczęsliwie zakończonym, zbyt dalekim
wejściem na nawis przez naszego czeskiego kolegę. Opinia Czecha o szeroko
pojętym rejonie Kasprowego w zastanych warunkach "Uplne jak w
Krippensteinu"...
Ostatnim akcentem sezonu była długo planowana tura w Alpach
Bernenskich. Niestety przedwcześnie zakończona, ze względu na stan zdrowia
Stryja Prawie Trzykrotnego, który nic sobie nie robiąc z ambitnych planów na
kolejne dwa dni zaczął charczeć, pluc krwią i odmówił współpracy w tempach
szybszych niż 100 m/godz. Spowodowało to solidarny odwrót zespołu w doliny. Na
szczęście w pierwszej połowie wycieczki udało się odwiedzić kilka pięknych
miejsc i zjechać na nartach m. in. z wierzchołka
Jungfrau. Podsumowanie tury, jak co rok, "my tam jeszcze wrócimy"....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz