piątek, 22 maja 2015

In tartiflette we trust !




Kolejny sezon narciarski za nami. Scenariusz jak co rok: wielkie nadzieje, późny start, offpisty w Alpach, Tatry na fokach, kilka puchowych dni na Kaspro i Chopku, alpejska tura i nagle, jak filip z konopii, majowy weekned. Skaranie boskie z tym weekendem majowym. Różnic tyle, że jakimś zrządzeniem losu ani razu nie dotarliśmy w tym sezonie do Kripka i braliśmy udział w narciarskiej edukacji przyszłych mistrzów świata (GM PZA)  w skialpiniźmie :).

Dzięki uprzejmości Les Planayros  https://www.facebook.com/planayros.planayros narciarska sotnia FATH odwiedziła legendarne Les Arcs. Warun nie rozpieszczał (trochę straszno), ale dzieki Lokalsom udało się zjechać kilka pięknych rzeczy, w tym sławnej urody "Couloir S". Niestety, jak się okazało słusznie, nie mieliśmy odwagi skosztować lokalnych perełek "Valdeza" i "Belcott'ów", które wyjechały nam niemal pod nogi, robiąc krzywdę chłopakom, którzy sie tam wybrali.

Narciarsko świetnie, towarzysko jeszcze lepiej, a do tego kompletnie nowe przeżycie - żadnej nawigacji, żadnego zastanawiania. Jedziesz gdzie Ci Lokales pokaże paluchem, a w mapę zaglądasz, tylko żeby się pochwalić że wiedziałeś jaki arkusz kupić. LesArki oczywiście się wybroniły, bo jak mogą się nie obronić zjazdy o deniwelacji 1600 metrów kończące się na tarasie apartamentu, w którym mieszkasz w swietnym towarzystwie zażerajac się tartifletem, kontrując winem i snujac narciarskie plany na jutro. Szał. Dzieki Wam serdeczne Les Planayros.

Tatry, w tym roku  przyciągały nas, jak nigdy i nie wiedzieć czemu, Zachodnie. Odświeżylismy sobie najdłuższe doliny po południowej stronie. Przypomnielismy sobie, że deniwelacje w szeroko pojętej okolicy val de Chocho są całkiem katolickie i nachodzić się tam naprawdę można fest. Przy okazji znaleźlismy parę pieknych i nieopisanych (w znanych nam żródłach) narciarsko rzeczy na przyszłość :). Oczywiście nie znaczy to, że w Tatrach Wysokich nie bywaliśmy, ale jakoś rzadziej i raczej nie szukając guza. Wielkanoc, kto był na Kaspro, wie jak wyglądała - praszan, światło, funkcjonariusze aparatu opresji w kościele. Koincydencja tych czynników pozwoliła na naprawdę rajską zabawę, przerwaną na chwilę, na szczęscie szczęsliwie zakończonym, zbyt dalekim wejściem na nawis przez naszego czeskiego kolegę. Opinia Czecha o szeroko pojętym rejonie Kasprowego w zastanych warunkach "Uplne jak w Krippensteinu"...






\
Ostatnim akcentem sezonu była długo planowana tura w Alpach Bernenskich. Niestety przedwcześnie zakończona, ze względu na stan zdrowia Stryja Prawie Trzykrotnego, który nic sobie nie robiąc z ambitnych planów na kolejne dwa dni zaczął charczeć, pluc krwią i odmówił współpracy w tempach szybszych niż 100 m/godz. Spowodowało to solidarny odwrót zespołu w doliny. Na szczęście w pierwszej połowie wycieczki udało się odwiedzić kilka pięknych miejsc i zjechać na nartach m. in. z  wierzchołka Jungfrau. Podsumowanie tury, jak co rok, "my tam jeszcze wrócimy"....   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz